sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie roku 2016, czyli najlepsze i najgorsze książki

Nie mogę uwierzyć, że to już kolejny rok właśnie mija i od jutra rozpocznie się najważniejszy rok mojego życia. Za chwilę studniówka, niebezpiecznie zbliża się matura i najdłuższe wakacje w życiu. W tej chwili czuję jedynie panikę i niezdecydowanie, bo sama już nie wiem, co robić, ale pomaga oglądanie "Grey's anatomy" :) 

A jak minął ten rok pod względem książkowym?



wtorek, 27 grudnia 2016

#74. "Bardziej martwa być nie może" - Katie Alender

"Bardziej martwa być nie może" to ostatnia część trylogii Katie Alender o dziewczynie, która zostaje wciągnięta w wir paranormalnych zdarzeń.  Czy jest tak samo dobra i wciągająca jak poprzednie części?





recenzja pierwszej części klik
recenzja drugiej części klik

Od śmierci Lydii Small minęły trzy miesiące. Alexis marzy o tym, by w końcu jej życie wróciło do normalności.
Ale normalni ludzie nie widują gnijących trupów na zdjęciach. Nie muszą sobie radzić z wściekłym duchem Lydii, który czasami posuwa się do przerażających ataków.
Początkowo wydaje się, że Lydia chce się zemścić tylko na Alexis. Ale wkrótce okazuje się, że przyjaciele Alexis są w niebezpieczeństwie, i tylko ona może ich uratować. Gdy wkracza do akcji, uświadamia sobie, że wróg jest o wiele potężniejszy, niż mogłaby przypuszczać… i że ich losy są splątane w sposób, którego się nie spodziewała.
Nawet w najgorszych koszmarach.

TYTUŁ: BARDZIEJ MARTWA BYĆ NIE MOŻE
AUTOR: KATIE ALENDER
SERIA: ZŁE DZIEWCZYNY NIE UMIERAJĄ #3
WYDAWNICTWO: FEERIA
DATA WYDANIA: 24 LISTOPADA 2016


Alexis wydaje się, że jej życie wróciło do normy. Nie jest teraz zbyt popularną osobą w szkole, ani nie ma świetnych relacji z rodzicami i siostrą, ale wszystko jakoś się ułożyło po traumatycznych wydarzeniach z ostatniej części.  Nawet pomimo dziwnych umiejętności, jakie nabyła po wypadku z chemikaliami – zaczęła widzieć duchy, a ich okazuje się być na tym świecie pełno – i niechcianych kontaktów z duchem swojej zmarłej przyjaciółki. Jednak trochę tego jest. Niestety, jak to bywa w tego typu historiach, zdarza się, coś co znowu wywraca życie naszej bohaterki do góry nogami i znowu wrzuca ją w wir paranormalnych zdarzeń.

W tej części Alexis lubię najbardziej. Jest silna, choć nieco zagubiona, nie stara się w końcu być kimś innym i jeśli w ogóle ma to jakikolwiek sens, to staje się bardziej realistyczna niż do tej pory. Widać także, że styl pisania autorki trochę wyewoluował, bo czytało się to zdecydowanie lepiej niż pierwszą część. Także pomysł na fabułę – nie chcę spojlerować, ale dużo się dzieje, a autorka zdecydowanie nie oszczędza swoich bohaterów – jest według mnie świetny i dobrze poprowadzony.  Także nowe postacie i te, które ledwo poznaliśmy w poprzednich częściach (np. Jared, który tutaj odegra dużą rolę) są bardzo wyraziste. Podoba mi się także, to w jaki sposób Katie Alender przedstawiła rozwój postaci Alexis na przestrzeni tych trzech tomów. Jej życie zmieniło się na gorsze, straciła Cartera i Megan, ale jest to napisane tak dobrze, że nietrudno uwierzyć, w wpływ wszystkich zdarzeń na jej psychikę.

Trzecia część wydaje się mi być tak tajemnicza i straszna jak pierwsza. Druga była ciut gorsza, ale to te dwie naprawdę wzbudziły we mnie uczucie strachu. Nie mam problemu, by czytać bardziej klasyczne horrory, uwielbiam „Draculę” Brama Stockera, ale jak czytam cokolwiek bardziej związanego z naszym codziennym światem, niewidzialne duchy i samozamykające się drzwi a nie jakiś tam hrabia w odległym zamku, to dostaję paranoi i nie mogę w nocy spać. To trochę żałosne, ale jestem beznadziejna jeśli chodzi o niewyobrażanie sobie różnych strasznych rzeczy.

Według mnie jest to najlepsza część serii i trochę żałuję, że to już koniec.  Mogłabym czytać w nieskończoność niektóre serie i mimo, że ta trylogia nie jest najlepszą ze swojego gatunku, to z chęcią przeczytałabym jeszcze ze dwie kolejne książki o Alexis (chociaż trochę boję się, co by zgotowała jej autorka w kolejnych częściach).  Jeśli nie znasz jeszcze pani Alender i jej książek, myślę, że warto po nie sięgnąć, nawet jeśli nie masz już kilkunastu lat.



środa, 14 grudnia 2016

#73. "Armadale" - Wilkie Collins

O Wilkiem Collinsie nigdy wcześniej nie słyszałam, a okazało się, że jest to jeden z najlepszych pisarzy dziewiętnastego wieku, a do tego bardzo popularny już w swoich czasach. Dobrze, że w końcu nadarzyła się okazja do sięgnięcia po jego książkę :)


poniedziałek, 12 grudnia 2016

#72. "Maleńka Dorrit" - Charles Dickens

Mało kto zna tą powieść Dickensa, który raczej jest znany u nas dzięki „Opowieści wigilijnej”, tak często omawianej jako lektury jeszcze w podstawówce. Bardzo lubię „Opowieść wigilijną”, tak samo jak jej ekranizację, i od dawna chciałam przeczytać także jakąś inną książkę tego autora. Po przeczytaniu Diabelskich Maszyn, wyczekiwałam na polskie wydanie „Opowieści o dwóch miastach” (już kupiłam, jest naprawdę piękne i teraz tylko czekam na wolną chwilę, by przeczytać). Jednak pierwsza w moje łapki trafiła „Maleńka Dorrit” i to ją Wam dzisiaj przybliżę.



środa, 23 listopada 2016

#71. "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" - John Tiffany, Jack Thorne, J. K. Rowling

Już dawno nie zdarzyło mi się tak bardzo wyczekiwać na jakąś książkę. Zazwyczaj jestem o wiele bardziej powściągliwa, ale gdy usłyszałam hasło „ósma część Harry’ego Pottera” dosłownie spadłam z tego, na czym siedziałam i zanurzyłam się w otchłaniach internetu po więcej informacji. Jako przedstawiciel pokolenia, które może nie tyle, co wychowało się na Harrym (wyczekiwałam premiery tylko szóstej i siódmej części), ale jednak dorastało z tymi książkami, wielbiąc je i ubóstwiając, nie mogłam sobie darować.

Jednak w miarę jak pojawiały się kolejne informacje, o tym, że to nie dzieło Rowling, potem już spojlery, na które starałam się uważać i wreszcie recenzje po brytyjskiej premierze, mój entuzjazm opadł i przestałam się nastawiać na kolejne dzieło. Całe szczęście, bo pewnie byłam bym rozczarowana jak wielu innych fanów.



poniedziałek, 21 listopada 2016

#70. "Pax" - Sara Pennypacker, Jon Klassen

Wiecie, gdy byłam mała, miałam tak z dziesięć lat mniej, zupełnie zakochałam się w „Lassie, wróć”. Mało osób jednak pamięta o istnieniu takiej książki, bo mówi się o niej niezbyt dużo, chociaż mnie poruszyła i spodobała się nawet bardziej od „Małego Księcia”. Obydwie książki – „Mały Książę” i „Lassie, wróć”, czyli historia szkockiego owczarka, który przebywa niebotycznie daleką drogę, by wrócić do swojego pana – są jednymi z moich ulubionych.
„Pax” według blurbu z tyłu okładki miał być „na miarę Małego Księcia”, a osobiste skojarzenia z książką Erica Knighta sprawiły, że sięgnęłam po tą pozycję. 

niedziela, 13 listopada 2016

#69. "Jak każe obyczaj" - Edith Wharton

Są ludzie, którym jak dasz palec, wezmą całą dłoń. Tacy, którzy korzystając z własnej urody, sprytu czy uroku osobistego, chcą ciągle jeszcze i jeszcze więcej od życia. Dążący po trupach po celu, bez żadnej refleksji nad wpływem na innych.  Pewnie znacie takich nawet z własnego otoczenia.
Taka właśnie jest bohaterka powieści Edith Wharton. Ambitna, ciągle nienasycona i niezwykle przekonująca.





czwartek, 10 listopada 2016

#68. "Potomkowie" - Tosca Lee

Ostatnio miałam okazję przeczytać jedną z niedawnych premier od wydawnictwa IUVI, która zaintrygowała mnie właśnie postacią Elżbiety Batory, siostrzenicy polskiego króla, nazywaną najsłynniejszą seryjną morderczynią w historii. Główna bohaterka powieści ma z nią niemałe powiązania, co prowadzi do niebezpieczeństwa, w świecie, gdzie nigdy się o niczym nie zapomina…



wtorek, 8 listopada 2016

#67. "Silver. Druga księga snów" - Kerstin Gier

Pamiętacie jeszcze „Pierwszą księgę snów” – historię Liv, dziewczyny, która odkrywa tajemniczy świat snów? Bardzo spodobała mi się ta powieść, czekałam niecierpliwie na drugą część. Teraz jest już za mną i znowu czekam – tym razem na trzecią :) 




środa, 26 października 2016

O blogowaniu, czytaniu, organizacji i egzemplarzach recenzenckich

Ten post krąży mi po głowie od dawna i pewnie w momencie, gdy to czytacie, został edytowany tak wiele razy, że sama nie mam ochoty go czytać przed wysłaniem. Chciałabym powiedzieć wam trochę o mojej organizacji czasu, o egzemplarzach recenzenckich i o wpływie blogowania na czytanie książek.


Ostatni rok był bardzo zabiegany - wiecie, druga liceum, początek takich rozszerzeń jak biologia i matematyka, do tego codzienne dojazdy, które sprawiają, że wstaję o 5.30, a do domu wracam koło 18. Dużo czytam właśnie w podróży albo odrabiam lekcje, a piątki i soboty (których nie spędzałam ze znajomymi lub na imprezach) zawsze były zajęte przez ogarnianie matmy, pykanie zadanek z chemii i czytanie. Często w niedzielę siadałam i pisałam ze dwie recenzje ostatnio czytanych książek. Lubię taki tryb pracy, bo jak odnajdę flow to jestem w stanie pisać i pisać. Tak mniej więcej funkcjonował blog przez dłuższy okres czasu.

Tak też funkcjonuje teraz, co zresztą widać, ale klasa maturalna i cztery rozszerzenia są w tej chwili dla mnie jednak na pierwszym miejscu. Staram się jednak, by po przeczytaniu jednak napisać te kilka słów na temat książki.

Jak wpływa blogowanie na czytanie książek?

Na mnie trochę ujemnie. Czytam od tego czasu trochę mniej, ale za to sięgam po ciekawsze i lepsze tytuły, a jak wiadomo - lepsza jakość niż ilość. Uwielbiam dzielić się swoją opinią, ale czasami piszę i wiem, że to jest słabe. Dlatego część postów w ogóle nie jest publikowana albo dopiero po dłuższym czasie. Czasami ogarnia niemoc twórcza i nie jestem w stanie sklecić sensownego zdania. 

Dzięki pisaniu recenzji bardziej zastanawiam się nad tym co czytam i pomaga mi wyrazić swoje zdanie. Trzeba pracować nad argumentowaniem i własnym wysławianiem się i odkąd mam blog radzę sobie z tym o wiele lepiej.


Poza tym lubię moich czytelników i dobrze mi z myślą, że ktoś w ogóle chce czytać to, co piszę. Pamiętam mój szeroki uśmiech na twarzy, gdy pewnej niedzieli otrzymałam maila od czytelniczki, która poprosiła o spojlery do jednej z przeczytanej przeze mnie po angielsku książek i porozmawiałyśmy sobie trochę o autorce. 

A co z egzemplarzami recenzenckimi?

Bardzo je lubię i cieszę się z nawiązanych współprac, które jak dotąd przebiegają pomyślnie. Jak wiadomo książki w Polsce są drogie i dostanie egzemplarza w zamian za recenzję książki jest mile widziane. Jest tylko jedna zasada, którą się kieruję i która jest najważniejsza z racji tego, że powinniśmy szanować swój cenny czas i być uczciwi. Zawsze wybieram takie książki, które naprawdę chcę przeczytać i wpisują się w mój gust czytelniczy. Na moim blogu jest bardzo mało negatywnych opinii , a wśród egzemplarzy skądś chyba nie było żadnej. To wszystko nie dlatego, że chwalę, bo recenzenckie, tylko dlatego, że szanuję swój cenny czas i czytam tylko to, co przypasuje w mój gust. I tu kieruję wielkie dzięki dla innych blogerów, bo to w dużej mierze wasze opinie skłaniają mnie lub zniechęcają do lektury oraz to dzięki wam odkrywam prawdziwe literackie perełki. 

Chciałabym wiedzieć, jak wy wyrabiacie się z czytaniem i pisaniem podczas roku szkolnego i jakie macie podejście do egzemplarzy recenzenckich, więc piszcie w komentarzach :)

piątek, 21 października 2016

#66. "Zanim" - Katarzyna Zyskowska - Ignaciak





Lubię czytać książki, które w przystępny i ciekawszy od podręcznika czy Wikipedii sposób przekazują nam wiedzę o ludziach zasłużonych dla historii. Gdy nie pozna się bliżej tej osoby, staje się ona tylko kolejnym nazwiskiem na liście tych, którzy czymś się zasłużyli i powinno się o nich pamiętać.

Nie ma chyba Polaka, który nie znałby Marii Skłodowskiej-Curie, wielkiej Polki, zdobywczyni dwóch nagród Nobla, zasłużonej chemiczki. Nikt jednak do końca nie wie, kim była naprawdę, pozostaje się nam tylko się domyślać i taką "własną" wersję osiemnastoletniej Manii Skłodowskiej serwuje nam Katarzyna Zyskowska - Ignaciak.




niedziela, 16 października 2016

5 bohaterek, których nie cierpię

Niedawno pisałam o moich ulubionych książkowych bohaterkach, a dzisiaj przyszedł czas na te najmniej ulubione. Jeśli chcecie się dowiedzieć, których bohaterek nie znoszę, zapraszam do czytania :)




P a t
“Pat ze Srebrnego Gaju” – L. M. Montgomery

Ta dziewczyna ma jakąś chorobę psychiczną, jestem tego pewna. Przejawia niepokojącą obsesję na punkcie swojego domu i to nie taką w stylu „,mam sentyment, bo się tu wychowałam” tylko „mój dom, dom mojej rodziny, zabierać łapy, nie wolno nic zmieniać”. Do tego gosposia (ja nie wiem co autorka ma z tymi despotycznymi gosposiami, które tak bardzo mieszają się w życie rodziny? Bardzo nie lubię Zuzanny z Ani), która utwierdza ją w przekonaniu, że jest cudem wszechświata.


M a r e   M o l l y   B a r r o w
seria „Czerwona królowa” – Victoria Aveyard

Nie cierpię jej. Jest nieznośna, wywyższająca się i mam nadzieję, że zginie w trzecim tomie. Koszmar. Była irytująca w pierwszej części, ale w „Szklanym mieczu” przerosła samą siebie. Gdyby to była lista zaczynająca się od podium, byłaby na pierwszym miejscu.


J u l i a
seria „Dotyk Julii” – Tahereh Mafi

Julka bardzo lubiła skakać z kwiatka na kwiatek. Lubiłam ją w pierwszej części, w drugiej coś zaczęło mocno zgrzytać, ale w ostatniej części kiwałam nad nią z zażenowaniem głową. Kurczę, nie lubię takich słów w stylu „jestem najsilniejsza”, „nie można mnie kontrolować”. Ach, przydałoby się niektórym bohaterkom trochę skromności.


T r i s   P r i  o r
trylogia „Niezgodna” – Veronica Roth

Naprawdę lubiłam ją, gdy nie próbowała zbawić świata swoim kosztem. Jeszcze w „Niezgodnej” uważałam ją za fajny materiał na jakiś rozwój postaci, ale dostałam tylko dziewczynę usiłującą się zabić i lekceważącą słowa innych.


L i s s a   D r a g o m i r
seria „Akademia wampirów” – Richelle Mead


Nie lubię jasnowłosych delikatnych bohaterek, które chowają się w cieniu za przebojowymi przyjaciółkami, które muszą je chronić. Rozumiem, że Lissa miała być taką przeciwwagą dla Rose, ale zupełnie jej  nie rozumiała. Właściwie nie przeszkadzała mi do momentu, gdy Rose chciała wyjechać, aby zrobić coś bardzo ważnego (kto przeczytał, ten wie), a Lissa próbowała jej tego zakazać, argumentując to tym, że ktoś musi ją chronić i że jej potrzebuje. Nie ma to jak zdrowy egoizm w przyjaźni.

Macie takie bohaterki, których po prostu nie mogłyście znieść, czytając książkę?

wtorek, 11 października 2016

#65. "Biblioteka dusz" - Ransom Riggs

Seria Ransoma Riggsa o Jacobie, pani Peregrine i osobliwcach, jest jedną z moich ulubionych i z niecierpliwością czekałam na ostatni tom. Gdy wreszcie trafił w moje miejsce, praktycznie od razu wzięłam się za czytanie i mogę ze szczerością powiedzieć – było na co czekać!

z bookgeek.pl

niedziela, 9 października 2016

#64. "Efekt Rosie" - Graeme Simsion

Po świetnym „Projekcie Rosie”, pierwszej części o Donie Tillmanie, ekscentrycznym profesorze, który postanawia wreszcie ustatkować się i znaleźć sobie żonę, nadeszła pora na drugą odsłonę jego historii, „Efektu Rosie”.


poniedziałek, 19 września 2016

#63. "Miłosna kareta Anny J." - Janina Lesiak

Mimo, że w szkole, w czasach gdy jeszcze miałam obowiązkowe cztery godziny, nie za bardzo interesowałam się historią jako umysł dość ścisły. Nie lubiłam uczenia się suchych faktów i dat, ale zawsze ciekawiło mnie to, jacy naprawdę byli ludzie o których czytaliśmy w podręcznikach. Kiedy uświadamia się sobie, że ci ludzi tak jak my żyli na tym świecie i mieli własne problemy i rozterki, cała historia wydaje się być nagle o wiele przyjemniejsza i ciekawsza. Z tej ciekawości właśnie sięgnęłam po książkę o córce Bony Sforzy, Annie Jagiellonce.


sobota, 10 września 2016

Ulubione sceny z Harry'ego Pottera

Uwielbiam całą serię J. K. Rowling i nie mogę się już doczekać premiery najnowszej części! W wakacje zapoznałam się jeszcze raz ze wszystkimi tomami i tym razem pokusiłam się o zaznaczanie ulubionych momentów. 



środa, 7 września 2016

#62. "Salon d'Amour" - Anna Jansson

Wizyty u fryzjera zwykle wyglądają tak samo – siedzisz na fotelu z mokrymi włosami, wokół ciebie krąży fryzjer/fryzjerka i próbuje zagadywać na wszelkie możliwe tematy, a ty patrzysz na siebie w lustrze i zastanawiasz się jakim cudem wyglądasz tak źle i ile czasu to trwa (chciałabym wiedzieć, dlaczego te lustra tak działają, naprawdę). Zazwyczaj też wychodzisz z za bardzo obciętymi włosami („miały być dwa centymetry, nie dwadzieścia!”) i w gorszym nastroju.


niedziela, 4 września 2016

#61. "Never never" - Colleen Hoover, Tarryn Fisher

Dzisiaj z kolei zapraszam na recenzję książki, która teoretycznie powinna mi się spodobać, bo jest autorstwa Colleen Hoover, po której książki sięgam w ciemno. Ale coś poszło zdecydowanie nie tak, a właściwie doskonale wiem, co zepsuło tą ciekawie zapowiadającą się powieść…

czwartek, 1 września 2016

Co przeczytałam w wakacje?


Wakacje okazały się świetnym odpoczynkiem po ciężkim roku szkolnym i mimo że nie zajmowałam się klasycznym nic-nie-robieniem, to i tak rozpoczynam nowy rok szkolny (ostatni w mojej karierze, trzecia klasa liceum!) z dawką optymizmu i naładowaniem pozytywną energią. Ale spokojnie, minie mi już w przyszły piątek, gdy będę zawalona nauką po uszy i wtedy jak zawsze stwierdzę, że wakacje to musiał być jakiś piękny sen. 

Przeczytałam całe mnóstwo książek, bo ponad 20. Jesteście ciekawi jakie?


wtorek, 30 sierpnia 2016

#60. "Projekt Rosie" - Graeme Simsion

Jaki jest idealny sposób na znalezienie perfekcyjnie dopasowanego do nas ideału? Najlepiej zrobić kwestionariusz, opublikować go w internecie i czekać na odzew! Uważacie, że coś takiego raczej nie ma szans na powodzenie? Że to głupie i nieprawdopodobne?

Cóż, w takim razie poznajcie Dona, który właśnie wpadł na taki pomysł.



poniedziałek, 15 sierpnia 2016

10 ulubionych przyjaźni z książek


Zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem, że przyjaciele to nasza druga rodzina, z tym wyjątkiem, że przyjaciół możemy sobie wybrać. Bez wątpienia mają na nas duży wpływ, zmieniają nas, przychodzą i odchodzą. Niektórzy potrafią dopełnić nas tak, że wreszcie czujemy się sobą oraz są z nami w prawdziwie trudnych chwilach. Poniżej moja subiektywna lista ulubionych książkowych przyjaźni.

piątek, 12 sierpnia 2016

#59. "Magnus Chase i bogowie Asgardu. Miecz lata" - Rick Riordan

Bardzo lubię twórczość pana Ricka Riordana, a już szczególnie pierwszą serię o Percym Jacksonie, synu Posejdona. Zawsze dobrze się czyta książki pełne akcji i humoru, a także barwnych postaci i tym razem także się nie pomyliłam. 
Mimo krytyki z ust niektórych, „za dużo tych książek”, „za dużo mitologii” (ja się zupełnie z taką krytyką nie zgadzam, niech sobie autorzy piszą co chcą i ile chcą, ty tego nie chcesz to nie czytaj, proste), sięgnęłam po „Miecz lata” i co więcej, bardzo się cieszę, że to zrobiłam!



środa, 10 sierpnia 2016

W ogniu pytań, czyli HARRY POTTER TAG

31 lipca był jednym z najpiękniejszych dni dla każdego miłośnika Harry'ego Pottera, bo wreszcie po tylu latach ukazała się książka, która jest najbliższym odpowiednikiem ósmej części, opowiada o przygodach dzieci naszych ulubionych bohaterów, całe dziewiętnaście lat po zakończeniu ostatniej części (zaczyna się zaraz po zakończeniu epilogu!!!). 
Nie mogę się już doczekać polskiej wersji, bo w oczekiwaniu na nią czytam sobie teraz po kolei wszystkie części. Kupiłam już e-booka po angielsku i kusi, oj kusi, żeby się za niego zabrać, ale postanowiłam być nieugięta i zaczekać aż skończę siódmą część. Ale teraz, w ramach wakacji spod znaku Harry'ego Pottera, przedstawiam wam zmodyfikowany przeze mnie Harry Potter TAG.


źródło: tumblr

niedziela, 7 sierpnia 2016

Niszczę książki i jestem z tego dumna, czyli moje książkowe grzechy

Żadne z nas nie jest święte. Każdy popełnia jakieś książkowe grzeszki, należąc do któregoś z książkomaniaczych obozów.
Obóz pierwszy, radykalny - książki traktujemy jak świętość, wyglądają na nowe nawet po kilku latach i wielu czytaniach, a w sennych koszmarach pojawiają się one. Zagięte rogi i połamane grzbiety.
Obóz drugi, wyluzowany - książki są dla użytku i mają więcej głębi, gdy zostawimy na nich osobiste notatki. Zdarza się nawet ślad kubka po kawie na stronie z dedykacją czy urwany róg okładki.
Cóż, zdecydowanie należę do drugiego obozu. Uwielbiam lekko zniszczone, zaczytane książki, mimo że jestem estetką i lubię patrzeć na równe gładkie stosiki i półki pełne książek ułożonych grzbietami o tej samej wysokości.
A oto książkowe grzeszki, które popełniam.


czwartek, 4 sierpnia 2016

#58. "Książka Racheli" - Sissel Vaeroyvik

Dzisiaj przychodzę do was z recenzją książki, za której przeczytanie raczej bym się nie zabrała gdyby nie wzmianka w jakiejś recenzji czy opinii o jej podobieństwie i odniesieniu do "Złodziejki książek" Marcusa Zusaka. Nie wiem, czy wiecie, ale bardzo podobała mi się tamta książka i to ona przybliżyła mi czasy drugiej wojny światowej w bardziej 'ludzki' sposób. "Książka Racheli" to właśnie jedna z tych pozycji, które przedstawiają wojnę z punktu widzenia dzieci i ich rodzin.


wtorek, 2 sierpnia 2016

#57. "Silver. Pierwsza księga snów" - Kerstin Gier

Kerstin Gier i i jej sposób pisania pokochałam już od pierwszych stron jednej z mojej ulubionych serii, czyli Trylogii czasu. Pochłonęłam tamte trzy książki w zaledwie kilka dni i byłam naprawdę na wielkim książkowym kacu po zakończeniu ostatniej części. Dlatego od razu zainteresowałam się jej najnowszą książką, po której spodziewałam się takiej rozrywki jak w przypadku jej poprzedniej serii.


wtorek, 26 lipca 2016

Moje trzy ulubione szalone fanowskie teorie

Nie wiem jak wy, ale ja wprost uwielbiam wszelkie fanowskie teorie i domysły. Często sama na coś wpadam i potem nie umiem już sobie tego wyperswadować, a czasem podziwiam zdolności dedukcyjne innych. Fajnie, że niektórzy wciągają się tak bardzo w książki, by nie zapominać o nich po kilku dniach i snują własne domysły.
Poniżej przedstawiam wam trzy moje ulubione teorie. Miłego czytania :)


Właściwie nie wiem, dlaczego Voldemort, ale niech już będzie, Dzielnie służył mi jako tapeta przez ostatni miesiąc :)


ISABELLE - CÓRKA VALENTINE’A
Ta teoria została wymyślona przez Christine z vloga Polandbananasbooks, która w tym filmiku wyjaśnia mniej więcej o co chodzi (klik). Dla tych, którym nie chce się oglądać już objaśniam.
Maryse i Robert, rodzice Isabelle, mają obydwoje niebieskie oczy. Niebieski kolor oczu jest genem recesywnym, co znaczy, że dzieci takiej pary nie mogą mieć oczu innych niż niebieskie. Takie oczy ma właśnie Alec (nie ma informacji o kolorze oczu Maxa), ale Isabelle ma ciemnobrązowe. Jest to genetycznie niemożliwe, takie przypadki to niewielki odsetek wśród setek tysięcy urodzeń.
Pamiętacie może, kto miał ciemne oczy, praktycznie czarne? Może jakiś złoczyńca? Może na przykład Valentine i przy okazji jego syn, Sebastian? Właśnie tak.

Dlaczego Valentine miał czarne oczy? Bo pił krew demonów. Podawał ją także Jocelyn, gdy była w pierwszej ciąży i dlatego urodziła dziecko z czarnymi oczami, które były oznaką demonicznej krwi. Valentine lubił eksperymentować z krwiami różnych istot i ciężarnymi kobietami. Podawał Jocelyn krew anioła, stąd moce Clary, a także Celine, stąd złote oczy i moce Jace’a. W tym samym czasie w ciąży z Isabelle była Maryse. Wiemy, że się przyjaźnili, Maryse powiedziała nawet kiedyś, że była jego najbliższą „współpracownicą”. Co jeśli jej także podawał demoniczną krew?


Ale Isabelle nie wykazuje żadnych tego oznak. Bardziej prawdopodobne dla tego argumentu z koloru oczu jest to, że Isabelle… jest córką Valentine’a.

"My Maryse.""I'm not your Maryse anymore."

Taki dialog wywiązuje się między Valentine’m a Maryse. Ja nie mam pytań. Niestety, ta teoria została obalona przez autorkę, a szkoda, bo to dopiero byłby zwrot akcji!

RON = DUMBLEDORE
Co wy na to, że Dumbledore to tak naprawdę Ron z przeszłości, który wraca dzięki Zmieniaczom Czasu do przeszłości, aby pomóc Harry’emu?

Brzmi bardzo nieprawdopodobnie, ale to jedna z najbardziej fantastycznych potterowskich teorii.
Po pierwsze - podobieństwo wyglądowe Rona i Dumbledore’a jest uderzające. Obaj są wysocy, z długimi nosami, a w wizjach widzieliśmy, że Dumbledore miał za młodu kasztanowe włosy. Są też takie podobieństwa jak zamiłowanie do słodyczy, kart z żab i blizna nad lewym kolanem.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej, zapraszam tutaj, bo jest to genialnie napisane.

LISZKA POPEŁNIŁA SAMOBÓJSTWO
Wiemy, że Liszka, jedna z pozostałych przy życiu trybutów, nie była zbyt dobra w walce wręcz i nie była zbyt doceniania przez innych współzawodników. Od razu zostało też to powiedziane, że jest diabelsko inteligentna. Na samym początku przygotowań do Igrzysk w filmie widzimy ją, jak analizuje rośliny jako potencjalnie niebezpieczne.
Jakim cudem mogła nabrać się na tamte jagody?
Liszka była tak inteligentna, że wiedziała, że nie ma żadnych szans z teamem z dwunastego dystryktu, Cato ani Threshem. Wiedziała też, że gdy ją dorwą czeka ją brutalna i bolesna śmierć. Dlatego też zdecydowała się połknąć tamte jagody i umrzeć od razu. Nie chciała jednak rozpoczynać rebelii, więc zjadła je dopiero wtedy, gdy podpatrzyła je u Katniss i Peety – wtedy łatwo mogło się wszystkim wydawać, że dała się oszukać.

Jedyna z tych teorii, która nie została obalona przez autora i w którą wierzę całkowicie 
to ta o Liszce. Ron jako Dumbledore… to się trzyma, ale nie mogę sobie tego wyobrazić. Isabelle jako córka Maryse i Valentine’a – to sprawdziło by się w „Mieście niebiańskiego ognia”, ale autorka nie uczyniła tego wątkiem. A szkoda, bo Isabelle byłaby wtedy siostrą Clary i kolejnym dzieckiem Valentine’a, a kto wie jak to mogłoby wpłynąć na fabułę.


Czy wy znacie jakieś ciekawe fanowskie teorie? Wierzycie w którąś z tych moich?

niedziela, 24 lipca 2016

#56. "W ogniu" - Ewa Seno


Nie za bardzo mi po drodze z polskimi autorami, raczej ich nie czytam, chociaż też nie zapieram się przed nimi jakoś specjalnie. „W ogniu” to moja pierwsza książka od Ewy Seno, serii „Antilia” nie czytałam. Nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, opis mnie zaciekawił, ale bez szaleństw. Jednak przeczytałam i właściwie nawet nie żałuję.


czwartek, 21 lipca 2016

#55. "Życie i śmierć" - Stephenie Meyer

Pamiętam jak sięgnęłam po „Zmierzch” jakoś na początku gimnazjum. Chorowałam i przez tydzień pochłonęłam całe cztery części. Ba, nawet wtedy wiedziałam, że nie jest to literatura wysokich lotów ani nawet szczególnie dobra, ale nie można powiedzieć, że nie wciąga.
Po tym jak dowiedziałam się, że autorka napisała remake pierwszej części serii z ciekawości postanowiłam, że sięgnę. Akurat niedawno natrafiłam na nią w bibliotece, więc zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat tej książki :)

źródło

wtorek, 19 lipca 2016

#54. "Chłopak na zastępstwo" - Kasie West

Lubię czasami czytać lekkie powieści, ale czasem od razu po opisie wiem, czy będzie to lekkie i przyjemne, czy raczej mdłe i irytujące. Zazwyczaj zaczynam czytać i jak mi się nie podoba (jak na przykład „Przekraczając granice” Katie McGarry – czterdzieści stron przeżyłam, dalej już nie wytrzymałam) to po prostu nie ciągnę tego dalej.

„Chłopak na zastępstwo” to właśnie taka typowa wakacyjna lekka powieść i czytałam ją sobie, zabijając czas w pracy. Czy mi się podobało?



sobota, 9 lipca 2016

OUAT, sezon 1

Nie wiem czy wiecie, ale jestem wielką fanką wszelkich baśni i bajek, ponieważ to głównie je rodzice czytali mi w dzieciństwie do snu. Mam także spory sentyment do bajek Disneya, bo oglądałam je wtedy na okrągło i mimo, że nigdy nie chciałam być księżniczką to było w tym wszystkim coś niesamowicie magicznego.

W poszukiwaniu tej magii sięgnęłam po chyba dość mało znany w Polsce serial Dawno dawno temu (funkcjonujący bardziej pod oryginalną nazwą Once Upon A Time, w skrócie OUAT), który miał być właśnie takim mashupem wszystkich znanych bajek, a do tego wrzuconym w współczesny świat.


GŁÓWNE ROLE:
ZŁA KRÓLOWA/ REGINA MILLS - LANA PARILLA
EMMA SWAN - JENNIFER MORRISON
RUMPELSTILSKIN/ PAN GOLD - ROBERT CARLYLE
KRÓLEWNA ŚNIEŻKA / MARY MARGARET- GINNIFER GOODWIN
KSIĄŻĘ/DAVID NOLAN - JOSH DALLAS
HENRY MILLS - JARED S. GILMORE
RUBY/ CZERWONY KAPTUREK - MARGARET ORY
BELLA/LACEY - EMILIE DE RAVIN
PINOKIO/AUGUST - EION BAILEY
SZERYF GRAHAM/ŁOWCA - JAMIE DORNAN



Dwadzieścia osiem lat temu, Zła Królowa rzuciła klątwę na Królewnę Śnieżkę i jej Księcia, a także ich królestwo, w ramach zemsty i chęci zadośćuczynienia swoim krzywdom, które jej wyrządzili. Magia przeniosła ich do miasteczka Storybrooke, gdzie czas płynie inaczej - a właściwie nie płynie. Nikt się nie starzeje, nie pamięta swojego życia przed przeniesieniem, nikt nie może opuścić ani przyjechać do miasteczka. Jedyną nadzieją na powrót do magicznego świata mieszkańców Storybrooke jest córka Królewny Śnieżki i Księcia, Emma Swan, którą jako niemowlę tuż przed rzuceniem klątwy udało się przetransportować do świata zwykłych ludzi. Kobieta wiedzie normalne, choć pełne samotności i pustki, życie poręczycielki, gdy w dniu jej dwudziestych ósmych urodzin w drzwiach jej mieszkania staje jej dziesięcioletni syn i oznajmia, że tylko ona może wybawić Storybrooke i z powrotem umieścić magiczne postaci w zaczarowanym świecie.


Fabuła OUAT jest o wiele bardziej rozbudowana i nie skupia się wyłącznie na Emmie, mimo tego, że to ona jest główną bohaterką. Widać od razu, że twórcy scenariusza mieli taki zamysł, aby wszystkie odcinki sezonu tworzyły całość. W każdym odcinku poznajemy przeszłość innego bohatera - m.in. królewny Śnieżki, Rumpelsztyka, Belli czy Czerwonego Kapturka - a mimo wszystko wszystkie przestawione zdarzenia i wątki zazębiają się. Uwielbiam to, że w każdym odcinku na jaw wychodzą kolejne rzeczy i jest pełno zwrotów akcji, czasami zgodnych z wersjami baśni, jakie znamy, czasami nie.


Miałam wielką ochotę na baśniowy klimat, sięgając po ten serial i na szczęście nie zawiodłam się. Wzięto z bajek to co najlepsze - postacie, atmosferę tajemniczości, magię - i wrzucono to w nasz dzisiejszy świat, równolegle pokazując nam wydarzenia z przeszłości. Myślę jednak, że nie jest to program dobry dla dzieci, bo nie brak w nim nie tylko prawdziwej miłości i szczerego oddania, ale też mnóstwo okrucieństwa (które było w oryginalnych bajkach, poczytajcie u Gosiarelli) i mroczności.


Z czasem odkrywamy kolejne powiązania między bohaterami i jest to fascynujące, bo równolegle dostajemy historię o tym, jak się poznawali czy jak ewoluowała ich relacja. Mamy niewierzącą w historię o magii Emmę, która nigdy nie poznała swoich rodziców, a teraz zaprzyjaźnia się z matką - kobietą w jej wieku - i patrzy jak ta chodzi na randki, zakochuje się w tajemniczym mężczyźnie w śpiączce ze szpitala. Są też liczne nawiązania do wcześniejszych wersji baśni, na przykład poprzez czerwone jabłka Złej Królowej, lustereczka, księgi z baśniami czy nauczanie Śnieżki wiedzy o ptakach.


Nie mam zarzutów do doboru postaci, wręcz w tym serialu naprawdę się o to postarano (widać to szczególnie w kolejnych sezonach). Aktorki grające Emmę i Śnieżkę są do siebie bardzo podobne i z powodzeniem mogłyby grać siostry, a już kreacja Złej Królowej to istny majstersztyk. Lana Parilla skradła cały serial, gra naprawdę wspaniale i operuje gestami i mimiką. Ja akurat polubiłam Jennifer Morrison w roli Emmy. Są zarzuty, że gra jak drewno i że ma ciągle jedną twarz, ale ja tego nie zauważyłam i lubię ją w tej roli. Jako ciekawostkę mogę podać też fakt, że serialowi Śnieżka i Książę w zyciu prywatnym także są małżeństwem. Zakochali się właśnie na planie OUAT i mają już dwoje dzieci. Brzmi to trochę jak historia jak z bajki, prawda?




OUAT jest pierwszym serialem, którego cały sezon pochłonęłam w tydzień. Myślę, że to dobra rekomendacja, bo wcześniej nie skończyłam żadnego innego serialu. Idealnie spełnił moje oczekiwania i chyba nie zmieniłabym nic w fabule czy postaciach. Miłośnicy baśni nie powinni być rozczarowani, a jako dodatkowy zachęcacz muszę powiedzieć, że dalej jest tylko lepiej!

środa, 6 lipca 2016

#53. "Zima koloru turkusu" - Carina Bartsch

"Lato koloru turkusu" - czyli pierwsza część duologii niemieckiej pisarki Cariny Bartsch - spodobała mi się na tyle i zakończyła w takim momencie, że od razu sięgnęłam po "Zimę koloru turkusu", nie robiąc sobie dnia przerwy, jak to zwykle robię czytając serie. Jak było z tą częścią?


poniedziałek, 4 lipca 2016

#52. "Lato koloru wiśni" - Carina Bartsch

Mniej więcej rok temu stałam w pewnej księgarni i czytałam opis z tyłu okładki "Lata koloru wiśni". Przy kasie jednak zmieniłam zdanie i kupiłam książkę, której do dzisiaj nie przeczytałam, o ironio. Miałam w planach przeczytanie tej duologii, ale pewnie ciągle odkładałabym lekturę w czasie jak to mam w zwyczaju, gdyby nie egzemplarz, który do mnie przybył pod koniec czerwca. 
Czy "Lato koloru wiśni" ma w sobie coś więcej niż tylko ładne wydanie i lekki romans? 


piątek, 1 lipca 2016

#51. "Rilla ze Złotego Brzegu" - L. M. Montgomery

Jestem fanką całego cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza od piątej klasy podstawówki, gdy sięgnęłam po pierwszy tom i nadal zdarza mi się czasem sięgnąć po którąś część. Moją ulubioną jest trzecia,”Ania z uniwersytetu”, bo ogólnie uwielbiam Gilberta Blythe’a i właśnie „Rilla ze Złotego Brzegu”. Wydaje mi się, że mało osób słyszało o kontynuacji Ani, a już szczególnie o „Rilli…”, która jest jedną z moich ulubionych książek wszechczasów.



piątek, 24 czerwca 2016

O łatkach, które sami sobie przypisujemy, czyli dlaczego nie nazywam siebie książkoholikiem


Ostatnio doszłam do wniosku, porównując się z resztą książkowej blogosfery, że chyba nie jestem do końca normalna. Gdy czytam te posty podsumowujące, czuję się jakbym brała udział w wyścigu szczurów, a posty o zwyczajach i życiu przeciętnej blogerki/blogera książkowego mam wrażenie, że żyją oni tylko książkami. 

Kojarzycie te wszystkie obrazki i memy z książkoholikami?




Oglądając je rzadko się z nimi utożsamiam. Teraz powiem coś obrazoburczego - nie jestem sfiksowana na punkcie książek. To tylko przedmioty, sklejone ze sobą kartki z grzbietami na których wydrukowany jest tusz. Mam mało popularne podejście do książek, bo moje nie wyglądają jak dopiero co kupione w księgarni. 

Nie rozumiem tych dwóch obozów - zwolenników papierowych książek, a czytników. Dla mnie nie ma to większego znaczenia. Książka to książka, liczy się treść, choć papierowa jest bardziej „namacalna”. Zdarza mi się za to kupić książkę papierową po przeczytaniu e-booka, jeśli bardzo mi się spodoba - po prostu lubię mieć na półce powieść, która mnie jakoś ujęła i którą przeczytam z pewnością jeszcze raz.


Nauczyłam się czytać, gdy miałam cztery lata i od czasu, gdy miałam dziewięć czytam nałogowo. Jestem złakniona historii i opowieści. Świat codzienny, który nas otacza, zwyczajnie mnie nudzi. Potrzebuję nowych wrażeń, szeptanych opowiastek na dobranoc, przeżywania czegoś, czego nie mogłabym doświadczyć w tym świecie. Nie ma dla mnie znaczenia jakoś kartek, stan okładki, nie czynię z czytania ceremoniału, a moje życie ma milion innych aspektów oprócz mojej czytelniczej manii. 

Jestem córką, spędzam czas z rodzicami, rozmawiam z nimi, pomagam i się kłócę. Jestem siostrą, znoszę także fochy rodzeństwa, bawię się ze swoim kotem. Jestem przyjaciółką, co znaczy że dużo czasu zajmuje mi rozmawianie i spędzanie czasu z bliskimi mi osobami, robienie głupot. Jestem licealistką, a do tego ambitną, więc dużo się uczę. Jestem dziewczyną, która uwielbia Gwiezdne wojny i potrafi oglądać je mnóstwo razy. Jestem także częstym bywalcem imprez i spotkań towarzyskich, bo poznaję tam mnóstwo nowych ludzi. W piątki częściej można mnie nie spotkać niż spotkać w domu z książką. Lubię przeglądać sklepy z ubraniami, przymierzać kolczyki, czytać o włosach i szperać w internecie w poszukiwaniu nowych książek. 

Nie czuję jakbym była uzależniona od książek, choć pewnie jestem. W moim życiu czytanie to tylko jedna z wielu bardzo wielu rzeczy, jakie robię. Ważne jest, żeby samemu nie przypisywać sobie łatek i nie określać się tylko przez jedną rzecz. Nie wstydzę się tego, że przeglądając strony księgarń, jednocześnie czekam aż wyschną mi paznokcie, albo że w piątkowy wieczór nie mam najmniejszej ochoty na siedzenie w domu z książką, lecz wyjście na domówkę. Możemy być i tym, i tym.

wtorek, 21 czerwca 2016

Moje ulubione książkowe bohaterki


Każdy z nas czytając książki, utożsamia się lub zaczyna lubić jakąś postać.  Automatycznie staje się dla  niego ważna i zapada w pamięci. Oto moja subiektywna lista ulubionych książkowych bohaterek.



H e r m i o n a    G r a n g e r
seria „Harry Potter” – J. K. Rowling

Hermiona jest jedną z pierwszych książkowych bohaterek, którą pokochałam i z którą się utożsamiam. Niezwykle mi imponowała i inspirowała mnie, gdy byłam dzieckiem swoją inteligencją, sprytem i rozsądkiem. Jej postać ewoluowała wraz z kolejnymi częściami i pokazała nam też swoją drugą stronę – bardziej wrażliwą, ciepłą i troskliwą.



A l a s k a    Y o u n g
“Szukając Alaski” – John Green

Nie wiem, czy Alaskę można do końca określić jako pozytywną postać, ale bardzo szanuję i jednocześnie podziwiam tą dziewczynę. Była bardzo wrażliwa, ale skryta i zadawała sobie w tak młodym wieku bardzo ważne pytania.  Nie potrafiłam jej polubić od pierwszej strony, a nawet po pierwszym czytaniu – zrozumiałam jej postać dopiero po którymś.  Warto przeczytać „Szukając Alaski”.


C e l a e n a    S a r d o t h i e n
seria “Szklany tron” – Sarah J. Maas


Za to Celaena to postać, którą pokochałam od pierwszej strony. Mimo, że jest stylizowana na klasyczną bohaterkę badass to równoważy w sobie i waleczną, i dziewczęcą stronę. Uwielbiam w niej hardość i waleczność, a także lojalność wobec przyjaciół.


L u n a    L o v e g o o d
seria „Harry Potter” – J. K. Rowling


Luna zawładnęła piątym tomem Harry’ego. Kocham zarówno jej filmową jak i książkową wersję, jest dla mnie chyba najbardziej magiczną postacią ze wszystkich.  Żyje we własnym świecie, ma otwarty umysł na wszelkie dziwactwa i mimo szykanowania jej w szkole, ona nie przestaje być sobą. Jest bardzo skontrastowana z Hermioną, ale obydwie te bohaterki są świetne na swój sposób.


I s a b e l l e    L i g h t w o o d
seria “Dary anioła” – Cassandra Clare

Nie polubiłam za bardzo Isabelle w “Mieście kości”, wydawała mi się bardzo pusta i sztuczna. Polubiłam ją dopiero w kolejnych dwóch częściach, a w „Mieście upadłych aniołów” widzimy ją przez inny pryzmat i to właśnie tam awansowała do moich ulubionych bohaterek.  Jest bardzo podobna do Celaeny, ale chyba bardziej skryta i podatna na zranienia. Lubię w niej też to, że jest wysoka tak jak ja i nosi wysokie obcasy :)


E l i z a b e t h   B e n n e t
“Duma i uprzedzenie” – Jane Austen

Pierwsza ukochana bohaterka z klasyki. Elizabeth to druga w kolejności starszeństwa siostra państwa Bennet. Każda z nich ma jakąś cechę wyróżniającą i u Elizabeth jest to duża dawka inteligencji, miłość do książek i sarkazm. Uwielbiam więź łączącą ją z jej starszą siostrą Jane, a cała relacja między nią Elizabeth a panem Darcy to mistrzostwo.


C i n d e r    L i n h
„Saga księżycowa” – Marissa Meyer


„Sagę księżycową” czytałam już dawno, ale Cinder zapadła mi w pamięć na długo. Jest cyborgiem – półczłowiekiem, półmaszyną, ma metalową nogę. Pracuje jako mechanik, a sam książę przychodzi do niej po pomoc, bo jest naprawdę najlepsza w swojej profesji. Bardzo lubię ją jako taką mechaniczną wersję Kopciuszka i podobało mi się w jaki sposób walczy o swoje.


E m i l i a   B y r d   S t a r r
seria o Emilce – L. M. Montgomery

Oczywiście uwielbiam Anię Blythe i ona także powinna znaleźć się w tym zestawieniu, ale uznałam, że postać Emilki powinna zostać także doceniona. Emilka Starr jest sierotą mieszkającą z dwiema ciotkami. Obserwujemy ją od czasu, gdy jest kilkuletnim dzieckiem do momentu, gdy ma około trzydziestu lat. Wcześnie rozpoczyna swoją karierę pisarską i powoli wspina się po drabinie coraz wyżej, wreszcie wydając książkę. Jest dla mnie prawdziwą inspirację i bardzo lubię wracać do tej trylogii.


J o a n n a   S t i r l i n g
„Błękitny zamek” – L. M. Montgomery

Kolejna bohaterka L. M. Montgomery. Uwielbiam jej historię. Od stłamszenia w toksycznej rodzinie po uwolnienie się od niej, podejmowane decyzje, niesztampowość, optymizm, niecodzienną urodę i radość życia. Bardzo, bardzo polecam przeczytać tę książkę.


A n n a b e t h    C h a s e
seria o Percym Jacksonie – Rick Riordan

Annabeth – podobnie jak Hermiona – zaimponowała mi swoją inteligencją i oczytaniem. Uwielbiam takie bohaterki, bo mam dość głupawych nastolatek, którym w głowie siedzi wyłącznie jakiś facet. Annabeth jest świetna, mimo takich wad jak małe zarozumialstwo i sztywność, które zarzucają jej antyfani, i bardzo lubię jej stosunek do Percy’ego.



Jakie są wasze ulubione bohaterki?