wtorek, 26 lipca 2016

Moje trzy ulubione szalone fanowskie teorie

Nie wiem jak wy, ale ja wprost uwielbiam wszelkie fanowskie teorie i domysły. Często sama na coś wpadam i potem nie umiem już sobie tego wyperswadować, a czasem podziwiam zdolności dedukcyjne innych. Fajnie, że niektórzy wciągają się tak bardzo w książki, by nie zapominać o nich po kilku dniach i snują własne domysły.
Poniżej przedstawiam wam trzy moje ulubione teorie. Miłego czytania :)


Właściwie nie wiem, dlaczego Voldemort, ale niech już będzie, Dzielnie służył mi jako tapeta przez ostatni miesiąc :)


ISABELLE - CÓRKA VALENTINE’A
Ta teoria została wymyślona przez Christine z vloga Polandbananasbooks, która w tym filmiku wyjaśnia mniej więcej o co chodzi (klik). Dla tych, którym nie chce się oglądać już objaśniam.
Maryse i Robert, rodzice Isabelle, mają obydwoje niebieskie oczy. Niebieski kolor oczu jest genem recesywnym, co znaczy, że dzieci takiej pary nie mogą mieć oczu innych niż niebieskie. Takie oczy ma właśnie Alec (nie ma informacji o kolorze oczu Maxa), ale Isabelle ma ciemnobrązowe. Jest to genetycznie niemożliwe, takie przypadki to niewielki odsetek wśród setek tysięcy urodzeń.
Pamiętacie może, kto miał ciemne oczy, praktycznie czarne? Może jakiś złoczyńca? Może na przykład Valentine i przy okazji jego syn, Sebastian? Właśnie tak.

Dlaczego Valentine miał czarne oczy? Bo pił krew demonów. Podawał ją także Jocelyn, gdy była w pierwszej ciąży i dlatego urodziła dziecko z czarnymi oczami, które były oznaką demonicznej krwi. Valentine lubił eksperymentować z krwiami różnych istot i ciężarnymi kobietami. Podawał Jocelyn krew anioła, stąd moce Clary, a także Celine, stąd złote oczy i moce Jace’a. W tym samym czasie w ciąży z Isabelle była Maryse. Wiemy, że się przyjaźnili, Maryse powiedziała nawet kiedyś, że była jego najbliższą „współpracownicą”. Co jeśli jej także podawał demoniczną krew?


Ale Isabelle nie wykazuje żadnych tego oznak. Bardziej prawdopodobne dla tego argumentu z koloru oczu jest to, że Isabelle… jest córką Valentine’a.

"My Maryse.""I'm not your Maryse anymore."

Taki dialog wywiązuje się między Valentine’m a Maryse. Ja nie mam pytań. Niestety, ta teoria została obalona przez autorkę, a szkoda, bo to dopiero byłby zwrot akcji!

RON = DUMBLEDORE
Co wy na to, że Dumbledore to tak naprawdę Ron z przeszłości, który wraca dzięki Zmieniaczom Czasu do przeszłości, aby pomóc Harry’emu?

Brzmi bardzo nieprawdopodobnie, ale to jedna z najbardziej fantastycznych potterowskich teorii.
Po pierwsze - podobieństwo wyglądowe Rona i Dumbledore’a jest uderzające. Obaj są wysocy, z długimi nosami, a w wizjach widzieliśmy, że Dumbledore miał za młodu kasztanowe włosy. Są też takie podobieństwa jak zamiłowanie do słodyczy, kart z żab i blizna nad lewym kolanem.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej, zapraszam tutaj, bo jest to genialnie napisane.

LISZKA POPEŁNIŁA SAMOBÓJSTWO
Wiemy, że Liszka, jedna z pozostałych przy życiu trybutów, nie była zbyt dobra w walce wręcz i nie była zbyt doceniania przez innych współzawodników. Od razu zostało też to powiedziane, że jest diabelsko inteligentna. Na samym początku przygotowań do Igrzysk w filmie widzimy ją, jak analizuje rośliny jako potencjalnie niebezpieczne.
Jakim cudem mogła nabrać się na tamte jagody?
Liszka była tak inteligentna, że wiedziała, że nie ma żadnych szans z teamem z dwunastego dystryktu, Cato ani Threshem. Wiedziała też, że gdy ją dorwą czeka ją brutalna i bolesna śmierć. Dlatego też zdecydowała się połknąć tamte jagody i umrzeć od razu. Nie chciała jednak rozpoczynać rebelii, więc zjadła je dopiero wtedy, gdy podpatrzyła je u Katniss i Peety – wtedy łatwo mogło się wszystkim wydawać, że dała się oszukać.

Jedyna z tych teorii, która nie została obalona przez autora i w którą wierzę całkowicie 
to ta o Liszce. Ron jako Dumbledore… to się trzyma, ale nie mogę sobie tego wyobrazić. Isabelle jako córka Maryse i Valentine’a – to sprawdziło by się w „Mieście niebiańskiego ognia”, ale autorka nie uczyniła tego wątkiem. A szkoda, bo Isabelle byłaby wtedy siostrą Clary i kolejnym dzieckiem Valentine’a, a kto wie jak to mogłoby wpłynąć na fabułę.


Czy wy znacie jakieś ciekawe fanowskie teorie? Wierzycie w którąś z tych moich?

niedziela, 24 lipca 2016

#56. "W ogniu" - Ewa Seno


Nie za bardzo mi po drodze z polskimi autorami, raczej ich nie czytam, chociaż też nie zapieram się przed nimi jakoś specjalnie. „W ogniu” to moja pierwsza książka od Ewy Seno, serii „Antilia” nie czytałam. Nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, opis mnie zaciekawił, ale bez szaleństw. Jednak przeczytałam i właściwie nawet nie żałuję.


czwartek, 21 lipca 2016

#55. "Życie i śmierć" - Stephenie Meyer

Pamiętam jak sięgnęłam po „Zmierzch” jakoś na początku gimnazjum. Chorowałam i przez tydzień pochłonęłam całe cztery części. Ba, nawet wtedy wiedziałam, że nie jest to literatura wysokich lotów ani nawet szczególnie dobra, ale nie można powiedzieć, że nie wciąga.
Po tym jak dowiedziałam się, że autorka napisała remake pierwszej części serii z ciekawości postanowiłam, że sięgnę. Akurat niedawno natrafiłam na nią w bibliotece, więc zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat tej książki :)

źródło

wtorek, 19 lipca 2016

#54. "Chłopak na zastępstwo" - Kasie West

Lubię czasami czytać lekkie powieści, ale czasem od razu po opisie wiem, czy będzie to lekkie i przyjemne, czy raczej mdłe i irytujące. Zazwyczaj zaczynam czytać i jak mi się nie podoba (jak na przykład „Przekraczając granice” Katie McGarry – czterdzieści stron przeżyłam, dalej już nie wytrzymałam) to po prostu nie ciągnę tego dalej.

„Chłopak na zastępstwo” to właśnie taka typowa wakacyjna lekka powieść i czytałam ją sobie, zabijając czas w pracy. Czy mi się podobało?



sobota, 9 lipca 2016

OUAT, sezon 1

Nie wiem czy wiecie, ale jestem wielką fanką wszelkich baśni i bajek, ponieważ to głównie je rodzice czytali mi w dzieciństwie do snu. Mam także spory sentyment do bajek Disneya, bo oglądałam je wtedy na okrągło i mimo, że nigdy nie chciałam być księżniczką to było w tym wszystkim coś niesamowicie magicznego.

W poszukiwaniu tej magii sięgnęłam po chyba dość mało znany w Polsce serial Dawno dawno temu (funkcjonujący bardziej pod oryginalną nazwą Once Upon A Time, w skrócie OUAT), który miał być właśnie takim mashupem wszystkich znanych bajek, a do tego wrzuconym w współczesny świat.


GŁÓWNE ROLE:
ZŁA KRÓLOWA/ REGINA MILLS - LANA PARILLA
EMMA SWAN - JENNIFER MORRISON
RUMPELSTILSKIN/ PAN GOLD - ROBERT CARLYLE
KRÓLEWNA ŚNIEŻKA / MARY MARGARET- GINNIFER GOODWIN
KSIĄŻĘ/DAVID NOLAN - JOSH DALLAS
HENRY MILLS - JARED S. GILMORE
RUBY/ CZERWONY KAPTUREK - MARGARET ORY
BELLA/LACEY - EMILIE DE RAVIN
PINOKIO/AUGUST - EION BAILEY
SZERYF GRAHAM/ŁOWCA - JAMIE DORNAN



Dwadzieścia osiem lat temu, Zła Królowa rzuciła klątwę na Królewnę Śnieżkę i jej Księcia, a także ich królestwo, w ramach zemsty i chęci zadośćuczynienia swoim krzywdom, które jej wyrządzili. Magia przeniosła ich do miasteczka Storybrooke, gdzie czas płynie inaczej - a właściwie nie płynie. Nikt się nie starzeje, nie pamięta swojego życia przed przeniesieniem, nikt nie może opuścić ani przyjechać do miasteczka. Jedyną nadzieją na powrót do magicznego świata mieszkańców Storybrooke jest córka Królewny Śnieżki i Księcia, Emma Swan, którą jako niemowlę tuż przed rzuceniem klątwy udało się przetransportować do świata zwykłych ludzi. Kobieta wiedzie normalne, choć pełne samotności i pustki, życie poręczycielki, gdy w dniu jej dwudziestych ósmych urodzin w drzwiach jej mieszkania staje jej dziesięcioletni syn i oznajmia, że tylko ona może wybawić Storybrooke i z powrotem umieścić magiczne postaci w zaczarowanym świecie.


Fabuła OUAT jest o wiele bardziej rozbudowana i nie skupia się wyłącznie na Emmie, mimo tego, że to ona jest główną bohaterką. Widać od razu, że twórcy scenariusza mieli taki zamysł, aby wszystkie odcinki sezonu tworzyły całość. W każdym odcinku poznajemy przeszłość innego bohatera - m.in. królewny Śnieżki, Rumpelsztyka, Belli czy Czerwonego Kapturka - a mimo wszystko wszystkie przestawione zdarzenia i wątki zazębiają się. Uwielbiam to, że w każdym odcinku na jaw wychodzą kolejne rzeczy i jest pełno zwrotów akcji, czasami zgodnych z wersjami baśni, jakie znamy, czasami nie.


Miałam wielką ochotę na baśniowy klimat, sięgając po ten serial i na szczęście nie zawiodłam się. Wzięto z bajek to co najlepsze - postacie, atmosferę tajemniczości, magię - i wrzucono to w nasz dzisiejszy świat, równolegle pokazując nam wydarzenia z przeszłości. Myślę jednak, że nie jest to program dobry dla dzieci, bo nie brak w nim nie tylko prawdziwej miłości i szczerego oddania, ale też mnóstwo okrucieństwa (które było w oryginalnych bajkach, poczytajcie u Gosiarelli) i mroczności.


Z czasem odkrywamy kolejne powiązania między bohaterami i jest to fascynujące, bo równolegle dostajemy historię o tym, jak się poznawali czy jak ewoluowała ich relacja. Mamy niewierzącą w historię o magii Emmę, która nigdy nie poznała swoich rodziców, a teraz zaprzyjaźnia się z matką - kobietą w jej wieku - i patrzy jak ta chodzi na randki, zakochuje się w tajemniczym mężczyźnie w śpiączce ze szpitala. Są też liczne nawiązania do wcześniejszych wersji baśni, na przykład poprzez czerwone jabłka Złej Królowej, lustereczka, księgi z baśniami czy nauczanie Śnieżki wiedzy o ptakach.


Nie mam zarzutów do doboru postaci, wręcz w tym serialu naprawdę się o to postarano (widać to szczególnie w kolejnych sezonach). Aktorki grające Emmę i Śnieżkę są do siebie bardzo podobne i z powodzeniem mogłyby grać siostry, a już kreacja Złej Królowej to istny majstersztyk. Lana Parilla skradła cały serial, gra naprawdę wspaniale i operuje gestami i mimiką. Ja akurat polubiłam Jennifer Morrison w roli Emmy. Są zarzuty, że gra jak drewno i że ma ciągle jedną twarz, ale ja tego nie zauważyłam i lubię ją w tej roli. Jako ciekawostkę mogę podać też fakt, że serialowi Śnieżka i Książę w zyciu prywatnym także są małżeństwem. Zakochali się właśnie na planie OUAT i mają już dwoje dzieci. Brzmi to trochę jak historia jak z bajki, prawda?




OUAT jest pierwszym serialem, którego cały sezon pochłonęłam w tydzień. Myślę, że to dobra rekomendacja, bo wcześniej nie skończyłam żadnego innego serialu. Idealnie spełnił moje oczekiwania i chyba nie zmieniłabym nic w fabule czy postaciach. Miłośnicy baśni nie powinni być rozczarowani, a jako dodatkowy zachęcacz muszę powiedzieć, że dalej jest tylko lepiej!

środa, 6 lipca 2016

#53. "Zima koloru turkusu" - Carina Bartsch

"Lato koloru turkusu" - czyli pierwsza część duologii niemieckiej pisarki Cariny Bartsch - spodobała mi się na tyle i zakończyła w takim momencie, że od razu sięgnęłam po "Zimę koloru turkusu", nie robiąc sobie dnia przerwy, jak to zwykle robię czytając serie. Jak było z tą częścią?


poniedziałek, 4 lipca 2016

#52. "Lato koloru wiśni" - Carina Bartsch

Mniej więcej rok temu stałam w pewnej księgarni i czytałam opis z tyłu okładki "Lata koloru wiśni". Przy kasie jednak zmieniłam zdanie i kupiłam książkę, której do dzisiaj nie przeczytałam, o ironio. Miałam w planach przeczytanie tej duologii, ale pewnie ciągle odkładałabym lekturę w czasie jak to mam w zwyczaju, gdyby nie egzemplarz, który do mnie przybył pod koniec czerwca. 
Czy "Lato koloru wiśni" ma w sobie coś więcej niż tylko ładne wydanie i lekki romans? 


piątek, 1 lipca 2016

#51. "Rilla ze Złotego Brzegu" - L. M. Montgomery

Jestem fanką całego cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza od piątej klasy podstawówki, gdy sięgnęłam po pierwszy tom i nadal zdarza mi się czasem sięgnąć po którąś część. Moją ulubioną jest trzecia,”Ania z uniwersytetu”, bo ogólnie uwielbiam Gilberta Blythe’a i właśnie „Rilla ze Złotego Brzegu”. Wydaje mi się, że mało osób słyszało o kontynuacji Ani, a już szczególnie o „Rilli…”, która jest jedną z moich ulubionych książek wszechczasów.