Już dawno nie zdarzyło mi się tak bardzo wyczekiwać na jakąś książkę. Zazwyczaj jestem o wiele bardziej powściągliwa, ale gdy usłyszałam hasło „ósma część Harry’ego Pottera” dosłownie spadłam z tego, na czym siedziałam i zanurzyłam się w otchłaniach internetu po więcej informacji. Jako przedstawiciel pokolenia, które może nie tyle, co wychowało się na Harrym (wyczekiwałam premiery tylko szóstej i siódmej części), ale jednak dorastało z tymi książkami, wielbiąc je i ubóstwiając, nie mogłam sobie darować.
Jednak w miarę jak pojawiały się kolejne informacje, o tym, że to nie dzieło Rowling, potem już spojlery, na które starałam się uważać i wreszcie recenzje po brytyjskiej premierze, mój entuzjazm opadł i przestałam się nastawiać na kolejne dzieło. Całe szczęście, bo pewnie byłam bym rozczarowana jak wielu innych fanów.