
Uwielbiam kryminały, chociaż nie sięgam po nie raczej zbyt często. Rzadko który mnie zaskakuje czy w ogóle wciąga na tyle, że nie przerywam czytania po pięćdziesięciu stronach. Często też zwyczajnie szybko da się „odkryć” złoczyńcę i to według mnie niszczy cały urok z czytania. (Chociaż znam osobę, która czyta najpierw końcówkę kryminału, żeby dowiedzieć się tylko kto jest mordercą, a potem próbuje sobie jakby „dopasować” pod tą osobę motyw i jej kolejne kroki :0).
Czytałam wcześniej już kilka kryminałów pani Nele Neuhaus i wszystkie są napisane na tym samym poziomie. Wiadomo czego się spodziewać, co z jednej strony jest dobre, bo nie sięgniemy po coś słabego, ale z drugiej mniejsze jest prawdopodobieństwo czegoś „wow”. Poziom jest stały, ale nie słaby – każdy kryminał pani Neuhaus jest napisany bardzo precyzyjnie, dopracowanie i z dbałością o szczegóły, a także zwyczajnie dobrze.
Jak zawsze – lekko przeraża mnogość bohaterów i wszystkie zawiłości między nimi. Jednak pomaga mała ściągawka na samym początku książki :) Mimo swojej ilości, bohaterowie są bardzo realni, mają swoje doskonale widoczne wady i przywary, i każdy jest jasno podkreślony. Tak samo jest z przedstawieniem małej zamkniętej społeczności okolicznych miasteczek, która skrywa wiele tajemnic i ta na pewno nie jest ostatnią. Wiele zdarzeń zapoczątkowały dawne zatargi czy intrygi, a także zmowy milczenia i sąsiedzka lojalność.
Podsumowując – zdecydowanie warto sięgnąć w tą jesień po „W lesie” dla samego klimatu małej niemieckiej wioski i odkrywania jej tajemnic z dwójką wspaniałych detektywów!