Żadne z nas nie jest święte. Każdy popełnia jakieś książkowe
grzeszki, należąc do któregoś z książkomaniaczych obozów.
Obóz pierwszy, radykalny - książki traktujemy jak świętość,
wyglądają na nowe nawet po kilku latach i wielu czytaniach, a w sennych
koszmarach pojawiają się one. Zagięte rogi i połamane grzbiety.
Obóz drugi, wyluzowany - książki są dla użytku i mają więcej
głębi, gdy zostawimy na nich osobiste notatki. Zdarza się nawet ślad kubka po
kawie na stronie z dedykacją czy urwany róg okładki.
Cóż, zdecydowanie należę do drugiego obozu. Uwielbiam lekko
zniszczone, zaczytane książki, mimo że jestem estetką i lubię patrzeć na równe
gładkie stosiki i półki pełne książek ułożonych grzbietami o tej samej
wysokości.
A oto książkowe grzeszki, które popełniam.